fbpx

Niedawno, jadąc autem nad morze, zatrzymałem się na sikanie i rozprostowanie łap na jakimś polu. Wieeeeelkie zielone pole, z jakimiś bardzo wysokimi patykami wbitymi w ziemię.

Dowiedziałem się szybko, że to jakieś Pole Grunwaldzkie, podobno dla Was ludzi bardzo znane. Dla mnie liczyło się jednak to, że na horyzoncie nie było zupełnie nikogo, w końcu to nie sezon wakacyjny, i mogłem biegać po tym polu do woli, bez smyczy, bez ryzyka, że coś mi się przytrafi.

I tak sobie radośnie hasałem. Hopsa, hopsa. To tu, to tam. Raz szybciej, raz wolniej. Zaglądałem do norek dzikich zwierząt, żeby się z nimi przywitać, a potem odbiegałem znowu daleko w wielkim pędzie. Ależ miałem frajdę! Trochę mnie to zmęczyło, więc przysiadłem na chwilkę…

Aż tu nagle usłyszałem jakieś okrzyki. I hałasy, takie jakby metal uderzał o metal. I rżące konie! Tuż nad moim łebkiem dwóch dziwnie ubranych panów się biło! Obaj mieli na sobie takie dziwne metalowe stroje, ale jeden miał taką jakby białą sukienkę z namalowanym wielkim czarnym krzyżem, a drugi podobną, ale całą chyba w czerwonym kolorze.

Straszliwie silni byli i robili mnóstwo hałasu. Na dodatek wkoło było pełno takich samych bijących się panów, wielu leżało na ziemi (nie jestem pewien, ale oni chyba nie odpoczywali), inni krzyczeli, a pozostali jeździli jeszcze konno. Biedne koniki bały się prawie tak bardzo jak ja i bardzo rżały. Całe pole ogarnęło szaleństwo walki!

Uskoczyłem na bok, na tę taką górkę z kamieni. Myślałem, że tam będzie spokój, ale najpierw ci wszyscy czerwoni rycerze zaczęli naraz krzyczeć, potem śpiewać, a ci z krzyżami, nazwijmy ich Krzyżakami, uciekali z tego pola gdzie pieprz rośnie! Po prostu zwiali!

A koło mnie, taki bardzo dostojny pan siedzący na koniu, cały błyszczący, w złocie – nazywano go Władysław Jagiełło (podobno był królem, ale nie zrobił na mnie wrażenia, szczerze Wam powiem, wolę księżniczki, na przykład Tikę) – cieszył się jak dziecko! Krzyczał, że rok 1410 przejdzie do historii. Że niech żyje Królestwo Polskie. Zdaje się, że wygrał tę bitwę! Chciałem z tej powszechnej radości wskoczyć mu na rączki, już miał mnie złapać… ale…

Obudziłem się z powrotem w 2019 roku na rękach mojej pani w Muzeum Bitwy pod Grunwaldem. Po chwili znów byliśmy na dworze i mogłem biegać po pustym polu. Wolałem jednak na wszelki wypadek czmychnąć do auta. Za dużo emocji…

Ale wiecie co? Jest sprawa. Musicie mi pomóc sprawdzić jedną rzecz. Dowiedziałem się, że grób Króla Jagiełły w Katedrze na Wawelu w Krakowie ozdobiony jest rzeźbami jego ukochanych psów. Mnie tam nie wpuszczą, pieskom nie wolno tam wchodzić. Powiedzcie Wy mnie proszę, czy któryś z tych piesków jest podobny do mnie? Czy Król zapamiętał moją wizytę w 1410 roku? Czy mi się to wszystko niestety tylko przyśniło…?

(Kadr z filmu Krzyżacy)