Hej Dzieciaki!
Jak Wam minął weekend? Co robiliście? Jakie mieliście przygody?
Ja dziś wybrałem się nad morze. Uwieeelbiam biegać po plaży, gonić fale, szczekać na patyki, kąpać się. Tak, tak – kąpać się! Nawet teraz, gdy jest już zimno!
A wiecie, że latem psy mogą chodzić tylko na specjalne plaże dla psów? Jest kilka takich w Polsce i zwykle w sezonie są zatłoczone. Dlatego najbardziej lubię jeździć na plaże nad morzem po wakacjach. Wtedy mogę wchodzić na każdą i nikomu nie przeszkadzam. Nic tylko szaleć…!!!
Więc dziś szalałem! Biegałem, kopałem dziury w piachu, nosiłem patyki w pysku. Fale były ogroooomne, więc podchodziłem do nich bardzo ostrożnie, tylko trochę się pomoczyłem. I znowu biegałem, biegałem i biegałem. Tak się wyszalałem, że w pewnym momencie już nie miałem sił biegać dalej, łapki zaczynały mnie boleć od grząskiego piasku…
I wtedy zerwał się wiatr! Ah, nie wiatr, tylko wieeeelka wichura! Najpierw mnie popchnęła i się potknąłem. Wiecie, ja przecież jestem zupełnie małym pieskiem. Ważę tylko siedem i pół kilograma. A ta straszna wichura nie przestawała mnie popychać. I sypała mi piaskiem w oczy! Ledwo trzymałem się na łapach! I na dodatek nic nie widziałem!
A potem nagle tak się zakotłowało, wichura tak mocno zawiała, że aż mnie porwała! Najpierw podniosła mnie kilka centymetrów nad ziemię, a potem coraz wyżej i wyżej… bałem się, że pofrunę jak balon prosto do nieba! Z tego strachu zupełnie zapomniałem szczekać!
A jednak wróciłem na ziemię… Chcecie wiedzieć co mnie uratowało?
Wichura była gotowa mnie porwać hen daleko. Ale nie mogła. Wszystko dzięki temu, że nawet na plaży, jesiennej i zupełnie pustej, chodzę na smyczy. Ale nie na takiej zwykłej, z której korzystam w mieście. Mam taką baaaaardzo długą linkę przyczepioną do szelek, dzięki której mam wystarczająco dużo luzu, żeby biegać gdzie tylko mam ochotę. Ale mam też dzięki niej pewność, że się nie zgubię moim ludziom. I że żadna zła wichura mnie nie porwie!