Cześć Bandziory!
Muszę Wam opowiedzieć moją kolejną przygodę. Ale się działo!
Kilkanaście dni temu Eliot Szelmowski, ten mój biały duży kumpel, wybrał się na zwiady do innej bandy. Wiecie, trzeba sprawdzić jak inni działają, gdzie chodzą, co lubią i tak dalej. Nigdy nie wiadomo kiedy taka wiedza się może przydać…
Wtedy, po kilku godzinach obserwacji, mój zwiadowca Eliot wrócił i zamiast coś opowiedzieć, najpierw padł zmęczony. Dopiero następnego dnia, ten Szelma powiedział tylko – „Słuchaj Pilot, niesamowite psie dziewczyny widziałem, ale mają dobrych psich ochroniarzy.”
Co mi po takiej wiedzy, ehh… Musiałem sam sprawdzić tę sprawę.
No więc niedawno Eliot dał znać, że ta banda zbiera się znowu. Ta banda, to Hasiątka. Haszczaki. Psy husky. Czyli ekipa psów z północy, lubiących baaardzo długie spacery i zimno. To są tak zwane psy pociągowe, biegają w psich zaprzęgach, potrafią ciągnąć sanie, rowery albo nawet człowieka na nartach. A poza tym, z tego względu, że zwykle mieszkają w zimnych krajach, mają niebywałe, ciepłe i puchate futro.
Razem z Eliotem stawiliśmy się wczoraj przed czasem w punkcie ich spotkania, ubrani w szelki i smycze z amortyzatorem – tak jak spacerują psy husky – żeby wtopić się w tłum. Ja pociągnąłem moją panią w krzaki, żeby mnie ta banda od razu nie zauważyła. Eliot czekał ze swoją panią w swoim aucie. Gdy tylko haszczaki ruszyły do lasu, wyskoczyliśmy na ścieżkę i pognaliśmy za nimi.
A trzeba było gnać. To duże psy, z długimi łapami i są na dodatek bardzo wytrzymałe! Było ich chyba 8 sztuk – wielkich puchatych i zwinnych suczek i psiaków. Oraz ich ludzie.
Na początku szliśmy za nimi, potem się rozdzieliliśmy. Eliot pilnował tyłów całej grupy, ja poleciałem na przód. I wciąż biegnąc, wyprzedzałem po cichutku kolejne psy. Jestem taki mały, że najpierw wcale mnie nie zauważyli. Potem, jak zobaczyli, że dotrzymuję im kroku, to już tylko interesowali się, żebym przypadkiem ich nie przeganiał. (Zobaczcie na zdjęcie numer 1). A może myśleli, że ja też jestem huskym?
No i muszę przyznać Eliotowi rację. Suczki były niesamowite. Rubinka, w kolorze beżowo-czerwonawym była przeurocza. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie Kiara. Ona była bardzo szybka i ciągle musiała być z przodu, na czele całej grupy. I ja też, ja też musiałem być z przodu, w końcu jestem Pilotem. I tak kawał drogi ścigaliśmy się i podstępem wyprzedzaliśmy się. To była świetna zabawa!
Eliot w tym czasie pilnował, żeby psie chłopaki z bandy haszczaków się nie zdenerwowały za bardzo naszą obecnością. Jak już wydawało się, że pozałatwiał męskie sprawy to… zniknął! Nigdzie nie mogłem go znaleźć, zostałem sam ze stadem wielkich psów! Czy one go pożarły? A może się zgubił?
Zmartwiłem się bardzo, ale wiadomo, jestem dzielnym pieskiem. Więc biegłem dalej z bandą huskych co tchu i ile sił w łapkach. Aż wreszcie husky zrobiły sobie przerwę na picie i smakołyki (to ważne nawet dla tak wytrzymałych psów, żeby nabrać trochę sił!).
Wykorzystałem ten czas na dobre zapoznanie się z członkami bandy haszczaków. A potem pozowałem nawet na ich tle (zobaczcie zdjęcie numer 2).
W trakcie postoju odnalazł się Eliot. Okazało się, że musiał w Bardzo Ważnej Sprawie wrócić do swojego auta, a potem przebiec skrótem przez las, by nas dogonić. Na szczęście Eliot jest prawdziwym tropicielem i nie miał większych problemów by odnaleźć naszą grupę (mówię „naszą” bo już czułem się jak husky).
A potem ruszyliśmy i jeszcze szliśmy, szliśmy, szliśmy i szliśmy!
Znalazłem w międzyczasie sposób by być zupełnie pierwszym psem w grupie i żeby nikt mnie nie wyprzedzał. Spójrzcie na zdjęcie numer 3 – zajmowałem całą szerokość ścieżki i nikt nie mógł przedostać się przede mnie, nawet moja piękna i szybka Kiara. Ale noszenie takiego patyka jest mało praktyczne. A poza tym, w końcu i ja się trochę zmęczyłem… Ale dotarłem do końca trasy o własnych łapkach. Zgadnijcie, ile kilometrów przeszliśmy?
Aż 15!
Powiem Wam, że banda hasiątek bardzo mi się spodobała. To psy, które uwielbiają to co ja – iść do przodu, daleko, w naturze, im dalej tym lepiej. I w ogóle, wszyscy byli fajni i mili i wcale mnie nie denerwowali i nie zaczepiali. Mimo tego, że jestem od nich zupełnie inny to mnie zaakceptowali. Myślę, że mogę się z nimi zaprzyjaźnić. A może zostanę husky’m? Hasiątkiem? Choć chyba bardziej haszczurkiem…
Tylko pozostaje pytanie – czy oni przyjmą mnie do swojej bandy? A może ja powinienem ich zaprosić do Bandy Pilota?