Hej Dzieciaki! Cześć Dorośli!
Dzisiaj Wam opowiem krótko o tym jak zostałem prawdziwym wojownikiem ninja!
Zaczęło się niewesoło…
Gdy niedawno na spacerze brykałem, biegałem i ganiałem, skaleczyłem sobie łapkę. Prawie nie bolało na początku. Ale potem było gorzej! A już w ogóle najgorzej było gdy wskoczyłem do morza, ojojojojoj, jak słona woda szczypała!
Wieczorem tamtego dnia lizałem i lizałem sobie tę łapkę (lewą tylną), żeby troszkę uśmierzyć ból. I troszkę pomogło. Niestety na każdym kolejnym spacerku rana się znowu otwierała i znowu bolało.
W końcu musiałem pójść do weterynarza, który zalecił mi smarowanie chorej łapki specjalną maścią. I zalecił straszną rzecz. Noszenie ochronnego butka na dworze (i skarpetki po domu). Wszystko po to, by chronić moją łapkę dopóki się nie zagoi.
Ponieważ jeszcze nigdy nie nosiłem psich butów (nie to co Eliot, który już biegał w ciżemkach), musiałem pójść do sklepu zoologicznego, przymierzyć i kupić sobie odpowiedni bucik-ochraniacz na łapę.
Ale wcale mi się nie podobała wizja noszenia jednego (ani dwóch, ani trzech, ani czterech) butów. Więc już na wejściu do sklepu szczeknąłem i… zwiałem! Pędem, im dalej od sklepu tym lepiej.
A łapka dalej bolała…
Więc moja pani poszła sama do sklepu i na oko kupiła dwa psie butki – akurat sprzedawane parami. Taka była zadowolona z siebie jak je przyniosła do domu, że z litości pozwoliłem się w jednego buta ubrać. Dała mi smakołyk w nagrodę, który oczywiście przyjąłem, a nawet poprosiłem o drugi. A potem…
Wstałem na cztery łapy, zrobiłem pół obrotu, podkurczyłem lekko tę bolącą łapkę w bucie i ją szybko wyprostowałem. To był najprawdziwszy kopniak w stylu ninja! A bucik poleeeeeciał daleko ode mnie! Hahaha, uśmiałem się i szybko uciekłem.
Odtąd moja Pani próbowała wszystkiego, żeby mi tego buta założyć, a ja tylko robiłem kolejne kopniaki pozbywając się go. Oddała w końcu zrezygnowana buty do sklepu. A ja utwierdziłem się w przekonaniu, że mały piesek też może zostać wojownikiem ninja.
A łapka dalej bolała…
I na spacer trzeba było iść…
No więc potem zostałem wystrojony w skarpetkę zabezpieczoną folią i taśmą. Spadły po trzech kopniakach.
Następnie była próba z gumowymi takimi jakby balonami, odciętymi palcami z rękawiczek, workami – czymkolwiek, byle bym tylko łapki nie pobrudził. Wcale nie złośliwie, ale jakoś tak gdy tylko podnosiłem łapę, wszystkie te konstrukcje same spadały…
Dopiero dzisiaj, po kilku dniach poszukiwań, udało nam się znaleźć butka ochronnego godnego wojownika ninja. Nie spada, nie uwiera, jest całkiem wygodny – nawet gdy próbuję sztuczkę z kopniakiem!
Ale wiecie co… W międzyczasie łapka już się zagoiła!!! Żegnaj butkuuuu!