Hej, śpicie już?
Ja jestem ostatnio bardzo zalatany…
I dziś chcę Wam właśnie opowiedzieć lataniu.
Gdy przez dwa tygodnie, równe dwa lata temu, mieszkałem w schronisku, dostałem tam imię „Erni”. Ale za krótko je miałem, za mało ludzi ze mną rozmawiało, żebym zdążył się go nauczyć. Dlatego jak tylko zostałem adoptowany, padło pytanie… „no ale jak Ci dać naprawdę na imię?!”
Bardzo szybko pokazałem moim ludziom jakie imię będzie do mnie pasować. Przecież ja zawsze na spacerze idę pierwszy, z przodu i pokazuję drogę. Jak prawdziwy pilot wycieczki! A poza tym wiedziałem, że będę dużo podróżował – samochodem, autobusem, pociągiem – już Wam o moich podróżach kiedyś pisałem. I zawsze w tych podróżach znam drogę i nigdy się nie gubię. Pilot! Pilot!
Najważniejsze jednak było to, że miałem latać samolotem. Ważę mniej niż 8 kilogramów, a torba podróżna, w której latam, też jest lekka. Co znaczy, że w niektórych samolotach mogę latać jako bagaż podróżny! To przesądziło o tym, że dostałem to imię! Pilot, Pilocik!
I rzeczywiście, leciałem już kilka razy samolotem. I tak samo jak Wy, Dzieciaki i Dorośli, gdy gdzieś lecę, muszę mieć paszport ze zdjęciem i psimi danymi. Muszę też mieć książeczkę zdrowia, a na lotnisku weterynarz sprawdza, czy jestem zdrowy i rzeczywiście mogę wsiąść do samolotu. Tak samo jak Wy, przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa.
Muszę wtedy mieć zdjętą obrożę i smycz, a przy tym nie uciec. A to przecież doskonała okazja żeby czmychnąć. Dlatego zawsze jestem przenoszony na rękach… Ehh… za cwani ci ludzie.
A potem, ubrany z powrotem w obrożę, smycz i kaganiec, w oczekiwaniu na samolot, spaceruję sobie po lotnisku i bardzo staram się być grzeczny. Wiecie, że na niektórych lotniskach są nawet specjalne psie toalety, gdzie możemy załatwić wszystkie nasze potrzeby?
Gdy przypadkiem się zmęczę, to wskakuję do mojej torby. Potem, przy wejściu na pokład samolotu, sprawdzany jest mój bilecik (tak! bo też mam swój własny bilet na samolot)! A na czas lotu siedzę sobie pod fotelem w torbie i najczęściej śpię. Następnie, na lotnisku docelowym, znowu sprawdzane są moje dokumenty, zdrowie i jestem wolny. Moja podróż wygląda prawie tak samo jak Wasza.
Tak wyglądają podróże małych piesków. Duże psiaki podróżują jak duże walizki, w dużych kontenerach transporterach, w luku bagażowym, w bardzo trudnych warunkach. Powiem Wam, że psiakom lepiej już nie jechać wcale na wakacje i poczekać w hotelu albo u rodziny, niż lecieć w taki sposób. Ja nie próbowałem, ale moi kumple opowiadali mi o tym jak się bali. Straszne hałasy, zimno, nikogo – żadnego człowieka wkoło, wszystko się trzęsie, klatka niby własna ale straszna, najlepiej po prostu zasnąć i przespać całą podróż. Koszmar!
Ale wracając do moich podróży. W trakcie pierwszego mojego lotu, siedziałem sobie po cichutku w mojej torbie podróżnej, pod nogami mojej pani. Nikt z pasażerów się nawet nie zorientował, że jestem na pokładzie. Tylko stewardesa przyszła zapytać, czy wszystko u mnie w porządku. Oczywiście odszczeknąłem, że pewnie, że tak! Uwielbiam podróżować!
I wtedy się wydałem… wszyscy pasażerowie wkoło zorientowali się, że leci z nimi piesek i koniecznie chcieli zobaczyć jak wyglądam. Choć coraz częściej można spotkać psiaki na pokładzie samolotu, to jednak wciąż rzadkość. Pasażerowie koniecznie chcieli mnie poznać. Więc się w tej mojej torbie wdzięczyłem, uśmiechałem, czasem jak ktoś podchodził za blisko to warknąłem. Stałem się atrakcją podróży. A jak się już wszyscy dowiedzieli, że mam na imię Pilot to…
… w pewnym momencie zaszumiał głośnik. I odezwał się głos: „Halo, tu kapitan samolotu. Niezmiernie miło mi powitać na pokładzie naszego samolotu psiego kolegę po fachu, małego kosmatego Pilota.”
Zostałem gwiazdą! Stewardesa przyniosła mi prezent od linii lotniczej – pluszowy samolot. Zaraz zacząłem się nim bawić, podrzucać, gryźć. Świetna zabawa! Po pół godzinie zajrzał do mnie sam kapitan. Tak się wzruszyłem tym spotkaniem, że też chciałem mu dać prezent. Ale jedyne co miałem to ten pluszowy samolot, którym bardzo intensywnie, trochę nawet zbyt intensywnie się bawiłem… wziąłem go w pyszczek i mu podałem. A on złapał go dwoma palcami, obejrzał i krzyknął śmiejąc się: „Panie Pilocie, dziura w samolocie!!!”