fbpx

Pójście na spacer z psem to taka prosta sprawa…
Ale pójście na spacer z psem i niezgubienie go to już trochę trudniejsza sztuka.

Bo wiecie, psiaka na spacerze trzeba pilnować. Przecież jest tyyyyle fascynujących rzeczy do zobaczenia, obwąchania, obsikania, często ciekawszych od standardowej trasy spacerowej. Psiaki też lubią pobiegać luzem i pójść swoją drogą. Ale gubić się wcale nie lubią…

Przekonała się o tym niedawno pewna psinka. Biegała sobie radośnie po polu, przybiegła do mojej siostrzyczki Zosi i razem szalały aż do utraty tchu. Ale w końcu zorientowała się, że pora już wracać do siebie domu. Tylko jak? Którędy? Dokąd?

Okazało się, że nigdzie w okolicy nie było właściciela psinki. Biegała wkoło pola ale go nie znalazła. Dlatego znów przybiegła do Zosi i poprosiła ją o pomoc.

Zosia i moja ludzka babcia zajęły się więc psinką. Była bardzo grzeczna i miła, dała się złapać na smycz i zaprowadzić do Zosi i babci domu.

W ogródku szybko obwąchała się z Bulą, wypiła caaaałą miskę wody i pożarła mnóstwo karmy. Była bardzo głodna i spragniona. Nie miała nawet czasu smucić się swoim zgubieniem bo Zośka zaraz wzięła ją w obroty. Zosia pokazała psince cały ogród, swoje zabawki, a potem… zaczęły szaloną gonitwę i zabawy .

W tym czasie babcia zajęła się poszukiwaniem właściciela psinki. To wcale nie było łatwe!

Biedna zgubiona psinka, choć miała obróżkę, to wcale nie miała przyczepionej do niej adresatki (czyli takiego breloczka z informacją o swoim imieniu i właścicielach). To wielkie niedopatrzenie jej pana! Przecież gdyby psinka miała adresatkę to od razu wiadomo byłoby gdzie zadzwonić i zgłosić jej znalezienie.

Kolejnym etapem poszukiwań byłoby sprawdzenie, czy psinka ma czipa, czyli wszczepioną pod skórę malutką tabliczkę z informacjami o swoich właścicielach. Jednak do sprawdzenia czipa potrzebny jest specjalny czytnik, którym dysponują weterynarze i pracownicy straży miejskiej.

Przejażdżka do lekarza trochę by potrwała, więc moja babcia wymyśliła, że jest jeszcze jeden szybszy sposób na poszukiwanie właściciela psinki. Babcia zrobiła jej zdjęcie i umieściła je w internecie, na kilku stronach z ogłoszeniami – między innymi na lokalnej stronie, a także na stronie z informacjami o zaginionych zwierzakach.

Zośka i psinka ganiały nadal przeszczęśliwe po całym ogrodzie. Dawno Zosia nie miała tak wspaniałej towarzyszki do zabawy. Była nawet gotowa oddać jej kawałek swojego legowiska, jeśli psinka miałaby z Zosią zamieszkać.

Ale… niestety dla Zosi, na szczęście dla psinki, poszukiwania jej właściciela przyniosły rezultat. Sąsiedzi właściciela tej psinki zobaczyli jej zdjęcie w internecie i szybko dali mu znać o jej odnalezieniu. Od razu właściciel skontaktował się telefonicznie z moją babcią i odebrał psinkę.

Moja babcia zrobiła mu niezłą burę za brak tej adresatki i niedopilnowanie psinki. Pan tylko niestety wzruszył ramionami i sobie poszedł. Kto wie, może jak psinka znowu mu się zgubi, to przynajmniej będzie wiedziała gdzie szukać ratunku…

Ah, i wiecie co się okazało. Czarna psinka ma na imię… Tosia. Tosia i Zosia! Ale śmiesznie się złożyło!