fbpx

Korzystając z nieobecności mojej ludzkiej Babki w domu, razem z Zośką i Bulą postanowiliśmy się zabawić. To znaczy my właściwie wcale nie mieliśmy żadnego planu, nic nie trzeba było postanawiać. Ale jakoś tak wyszło to wszystko…

Zaczęło się od tego, że wyszły wszystkie zabawki z naszego koszyka. Mówię Wam! Wyszły z koszyka i dosłownie rozpierzchły się po mieszkaniu.

Piłka ze sznurkiem poleciała pod kanapę. Po drodze strąciła kubek z przyborami do pisania ze stolika na podłogę. Zosia złapała jeden z ołówków ząbkami, tak bardzo delikatnie, chcąc go z powrotem odłożyć na stolik, ale niestety zepsuł się i rozpadł. Na 10 kawałków! Ups!

Kość gumowa wyszła z koszyka prosto do nowego legowiska dziewczyn. Nie było wiadomo czy chciała odwiedzić Zosię, czy Bulę. I tak zawzięcie dziewczyny o tym dyskutowały, że aż zaczęły się przepychać. Kość z wrażenia i strachu aż schowała się pod materacem. Wyciągając ją, Bula wywróciła legowisko do góry nogami, wypadły więc z niego wszystkie kocyki. Ojej!

Z koszyka wypadła też stara, opuszczona i dziurawa skarpetka. Zdaje się, że wczoraj miała jeszcze parę i była zupełnie nowa. Ale w ciągu jednego dnia w życiu skarpetki może się tyyyle wydarzyć… No w każdym razie nie wiem skąd ona się w koszyku wzięła, nic dziwnego więc, że z niego wyszła. Tak bywa…

Nie pytajcie mnie też jak to możliwe, że pluszowa świnka z piszczałką nie tylko wybiegła z koszyka, ale potruchtała prosto na kanapę. A potem postanowiła schudnąć i się wyciszyć. W ostateczności okazało się, że każde z nas może bawić się świnką równocześnie i osobno. Ja zostałem z chudym flaczkiem po śwince, Zosia z pluszem, a Bula z piszczałką. Można? Można!

Pompon! No trzeba przyznać, że nasz niebieski pompon był bardzo odważny. Nie tylko wyszedł z koszyka, ale korzystając z chwili nieuwagi i otwartych drzwi, wybiegł do ogródka! Tak biegł i biegł, że się potknął i… wpadł do miski z wodą. Chyba możecie domyślić się, jak wygląda mokry pompon. A na dodatek zabarwił wodę w misce na niebiesko. Fuj!

W koszyku był jeszcze sznurek. Taki do przeciągania, szarpania i moich ulubionych zabaw z Zośką. Ten sznur zamienił się w węża i zupełnie niepostrzeżenie wyszedł z koszyka, przepełzał przez cały dom, gubiąc jakieś kawałki i swoje części. Z jednego sznurka zrobiły się aż cztery! No, jak dla mnie to świetna wiadomość! Więcej zabawy! Prawda?!

Podobnie z koszyka wyszła pluszowa kaczka, dwie inne piłki, kostka sensoryczna, smok, poduszeczka traktor, bóbr, stara obroża, trzy gryzaki i inni…

Gdy po godzinach zabawy się zorientowaliśmy co się stało i że wszyscy gdzieś pouciekali, z koszyka próbowała się wygramolić już tylko ostatnia zabawka, duża i ciężka owca. Zapytaliśmy ją gdzie są inne zabawki.

A ona powiedziała:
Beeeee beeeee! Beeeeeędziecie beeeeeczeć jak ja! Poczekajcie aż….

Wtedy do domu wróciła moja pani. I wiecie co?

Owca miała rację. Beczeliśmy. Bula i Zośka zostały przegnane do ogrodu, żeby tam spożytkowały nadmiar energii. A ja, ponieważ jako jedyny znam komendę-sztuczkę „posprzątaj”, ja biedny musiałem wszystkie te nasze zabawki (a raczej ich kawałki) zebrać z powrotem do koszyka.

Przy tej okazji przestaliśmy się dziwić, że wszystkie zabawki (z wyjątkiem owcy, oczywiście) wyszły z koszyka. Zaczęliśmy za to podziwiać na własnych oczach, jak to jest, gdy człowiek wychodzi z siebie…